Nowy dzień, następny odcinek podróży. Tym razem wyruszamy z południa San Francisco w stronę Los Angeles. Będziemy przemierzać podobno jedną z najładniejszych tras w Ameryce - stanową jedynkę. Biegnie wzdluż linii brzegowej Pacyfiku, co daje o sobie znać już na początku. Na drogę wjeżdżamy w okolicach miasteczka Half Moon Bay.
... więcej fok...
Za bardzo nie przyłożyliśmy się do planowania tej trasy. Po prostu wrzuciłem kilka pinezek na mapę, podzieliłem trasę na pół, w okolicach przecięcia wzięliśmy nocleg i tyle. Szkoda, bo ta część wycieczki, podobnie jak poprzednie, była bardzo zajmująca i musieliśmy sporo pominąć.
Poranek przywitał nas kalifornijskim słońcem i błękitnym niebem. Odjechaliśmy kilka kilometrów przez góry, które przytrzymały chmury i na obiecane słońce musimy trochę poczekać.
Nie mniej jednak mglisty klimat, klify, duże fale i ogrom oceanu tworzą niepowtarzalny klimat.
Na zdjęciu u góry Pigeon Point Lighthouse, powoli się wypogadza i jedziemy w stronę słońca.
Po drodze czasami się zatrzymujemy, a ja próbuję uchwycić miejscowych lotników.
Kolejnym punktem na mapie jest Ano Nuevo State Park. Tutaj niestety nasza karta parkowicza narodowego nie działa, zostawiamy $10 za możliwość całodziennego korzystania ze wszystkich parków i parkingów po trasie. Jednak już z żadnego innego nie korzystamy.
Na mapie z parkingu idzie się szybko i krótko - po prostej. Rzeczywistość okazuje się trochę inna, dłuższa, ale równie przyjemna.
Wiosna powoli się budzi. Pomimo pięknej pogody jest dosyć wietrznie i zimno. Każdy ubiór jest za cienki, za gruby, za w sam raz.
Wszystkie znaki na ścieżce wskazują, że zbliżamy się do celu naszego marszu.
No nie spodziewaliśmy się takiego widoku. Myśleliśmy, że będzie trzeba szukać, wypatrywać i czekać aż z wody wyskoczy foka, a uściślając - uszanka kalifornijska. To co zobaczyliśmy przerosło nasze oczekiwania.
Wszędzie foki...
Nad wszystkim krąży - no właśnie - co to za ptaszysko?
To my też lecimy dalej. W stronę Santa Cruz.