Ale się nie wyspałem. Chyba Wendys z Seattle dał mi w kość albo coś złapałem. No ale zwlekamy się z łóżka i schodzimy na dół coś zjeść. Generalnie ceny noclegów w stosunku co można za to dostać, są crazy. Przez cały nasz wyjazd bierzemy hotele lub hostele, które są czyste i mają łazienkę w pokoju. Jednak Anchorage (i trzy miejsca po drodze) nas trochę pokonało w tej kwestii i śpimy w hostelu, który ma wspólną łazienkę, ale dużym plusem jest ogromna kuchnia. A to szansa na normalne śniadanie :)
Ten dzień traktujemy rozruchowo. Idziemy popatrzeć sklepy z pamiątkami, wypożyczamy rowery, żeby pojeździć po wybrzeżu i robimy zakupy na kolejne dni.
Zupełnie przypadkowo ;) zostało nam całe popołudnie na spotting. Trochę popadało, ale niedługo przed zachodem słońca wyszło piękne słońce i pojawił się nawet gość.
Miasto samo w sobie mało ciekawe, dobre na zrobienie zapasów i zakup pamiątek - tutaj były najtańsze. Jest trochę knajpek, miałem sporo pinezek, ale z nich ostatecznie nie skorzystaliśmy.