piątek, 19 stycznia 2018

Phu Quoc - Ho Chi Minh City (Saigon) z VietJetAir (Azja 2017, cz. 13/16)

Z Phu Quoc nie wracamy do Hanoi tylko lecimy dalej. Dzisiaj i w ciągu najbliższych trzech dni planujemy posiedzieć w Sajgonie. Na lotnisko dojeżdżamy kilka chwil przed godziną 10. Odprawiamy się i idziemy w stronę bramki.



Terminal jak na aktualne potrzeby wydaje się być ok. Dużo stanowisk odpraw, brak kolejki do kontroli bezpieczeństwa i dużo przestrzeni. Obsługa nie dysponuje automatycznym sprawdzaniem kart pokładowych przed wejściem do security. Zamiast tego stoi dwóch smutnych panów, którzy jeszcze z bardziej smutnym wyrazem twarzy sprawdzają dokładnie dane na karcie, w paszporcie i wnikliwie porównują zdjęcie ze stanem faktycznym.
 Nasz lot jest opóźniony o około 30 minut, ale to nie przeszkadza do uformowania się kolejki do bramki zanim jeszcze ogłoszono boarding. Wszędzie te same zwyczaje.



Dzisiaj polecimy A320 w malowaniu Revotec. Chyba niewiele jest "czystych" malowań we flocie VietJetAir.




Zajmujemy miejsca w ostatnim rzędzie. Z tyłu jest kilka wolnych miejsc, to obok nas też pozostaje wolne. Czuję się podwójnie oszukany. Na plakatach VietJet przedstawia stewardessy w uniformach plażowych, a dwa razy trafiamy na męską załogę. Ostała się chociaż jedna pani.



Lot przebiega spokojnie, trwa 40 minut. Po drodze lecimy nad Can Tho, największym miastem w Delcie Mekongu.



Do Sajgonu dolatujemy kilka minut po czasie.




Z lotniska bierzemy autobus linii 152. Z terminala krajowego odjeżdża ze stanowiska B04 i kosztuje 10 000 VND. Wcześniej pytaliśmy niewłaściwych osób (konkurencji) o dojazd do miasta. Powiedzieli, że koszt biletu to 20 000 VND, a miejski autobus nie kursuje w ogóle.


Po godzinie wysiadamy praktycznie pod samym hotelem. Zarezerwowany dwa dni wcześniej, bo nasz poprzedni hotel zaczął przechodzić remont chwilę przed naszym przyjazdem i chcieli nas przerzucić do jakiegoś hostelu, który na bookingu był 2 razy tańszy.
Teraz śpimy w Nest Hotelu. Pokoje małe, ale czyste i z dobrą klimą. W cichym zaułku, z dobrym dojazdem do lotniska i dojściem do centrum.

Pierwsze co nas uderza w Sajgonie to skutery. Hanoi, Tajwan czy Bangkok to nic w porównaniu z Ho Chi Minh. Lecimy coś zjeść i poszukać wycieczki do Delty Mekongu. Z powodu braku czasu chcemy pojechać na coś zorganizowanego. Mamy świadomość, że odwiedzimy wiele różnych sklepów i stracimy masę czasu na głupoty, ale jednak się decydujemy.
Z 25 dolarów za osobę schodzimy do 8, więc jest OK. W cenę wliczony jest transport, jedzenie, rejs łódką, statkiem. Poza tym nie wydaliśmy ani donga.




Wieczorem idziemy na nocne zwiedzanie HCMC. Miasto jest głośne, rozśpiewane i przyjazne. Ani chwili nie poczuliśmy się niebezpiecznie. Podobno trzeba uważać, bo skuterowi rabusie wyrywają turystom z rąk telefony. My się z tym nie spotkaliśmy.