środa, 13 maja 2015

Dubaj cz. V - nocny lot do Abu Dhabi

Układ lotniska w Belgradzie przypomina nieco Okęcie kilka lat temu. Najpierw przechodzimy do kontroli kart pokładowych, potem do kontroli paszportowej. Kontrola bezpieczeństwa jest na sam koniec, przed samym gate.

Tablica lotów też ma swój klimat. Literki przeskakują jak na starym Okęciu.


Strefa Duty Free jakoś specjalnie nas nie interesuje. Ceny i asortyment taki jak wszędzie. Nasz gate do Abu Dhabi to A2. Samolot już czeka przy rękawie, ale pracowników kontroli bezpieczeństwa jeszcze nie ma. Podpinamy się pod prąd i czekamy godzinę. Wreszcie na 40 minut przed odlotem zjawia się obsługa i możemy przejść do gate. Nauczony doświadczeniami z krajów UE wyjmuję dwie półtoralitrowe wody z plecaka na co widzę sprzeciw pani z "hajmana", która mówi, że nikt mi tego nie wyrzuci i spokojnie mogę to przenieść. Cool, nie będę musiał prosić załogi co chwilę o wodę, bo pół litra wody na godzinę lotu to zawsze średnio mi idzie. 

Kilkanaście minut przed odlotem rozpoczyna się boarding.


Spotykamy wiele osób z naszego porannego lotu Warszawa-Belgrad. Ponad połowa wszystkich pasażerów to Polacy i Rosjanie. Obłożenie na oko 60%. Zajmujemy miejsca 13 AB. Miejsce C pozostaje puste, mamy nieco więcej miejsca dla siebie. Wnętrze samolotu robi dobre wrażenie. Jest normalnie, fotele skórzane, na każdym z nich znajdziemy koc i poduszkę. 


Od gate odbijamy o czasie i startujemy o północy. Lot ma potrwać 4 godziny i 40 minut. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że powrotny trwał o godzinę dłużej.

Kilka minut po starcie rozpoczynają się przygotowania do serwisu. Każdy z pasażerów otrzymuje menu.



Do wyboru kurczak meksykański, wołowina i indyk. Biorę kurczaka, bo lubię wyraziste smaki i pikantne jedzenie, a moja lepsza połówka wybiera indyka. Deser niby do wyboru, a każdy dostaje to samo. Oczywiście do kolacji szeroki wybór ciepłych i zimnych napojów oraz alkohole.

Najpierw kurczak. Jeżeli kiedykolwiek leżeliście w szpitalu na specjalnej diecie po wycięciu wyrostka to znacie ten smak. Żaden. Zero soli, zero pieprzu, równie dobrze mogliby Wam dać tekturę. I tak właśnie smakował ten kurczak. I nie on był najgorszy - bo palmę pierwszeństwa należy przyznać przystawce, czyli sałatce ziemniaczanej. Do zapchania dostajemy krakersy z serkiem topionym, bułkę i deser, na który już nie mamy ochoty, bo wyglądał i zapewne smakował tak samo jak i kurczak. No niestety, ale moje "pianie z zachwytu" nad Air Serbią tutaj się kończy. I nie chodzi tutaj nawet o to, że w samolocie wiadomo, że jest gorsze jedzenie niż na ziemi i nie ma co porównywać. Latając jako CC zjadłem setki porcji samolotowych. Wiele z nich była na prawdę dobra, część kończyłem w połowie, a resztę tylko wąchałem i nawet ich nie zaczynałem. Porcja Air Serbii należy niestety do tej ostatniej grupy ;)


Druga porcja to indyk w bliżej nieokreślonym smakiem sosie, kapusta czerwona zasmażana i kostki marchewki. Indyka dało radę uratować solą i pieprzem, który każdy dostaje w zestawie z metalowymi sztućcami (tutaj wielki plus, no ale jednak sztućców się nie je). Marchewka jak to marchewka... Bez komentarza :)


Do kolacji bierzemy wino białe i gdyby nie to, że kilka godzin wcześniej zjedliśmy słuszny obiad na mieście to bylibyśmy prawdopodobnie głodni. 

Po skosztowaniu specjałów kuchni samolotowej kontynuacją serwisu jest przejazd z kawą, herbatą i napojami bezalkoholowymi. Decydujemy się na gorącą herbatę, aby w spokoju dolecieć do celu. Zasypiamy.

Ponad godzinę przed lądowaniem, gdzieś nad Zatoką Perską budzi nas piękne słońce.


Przed rozpoczęciem zniżania załoga rozdaje wodę, chusteczki nawilżające i ogarnia kabinę. Na zniżaniu zamiast ziemi widzimy tylko pustynny pył. Przechodzimy przez niego na krótko przed lądowaniem, a naszym oczom ukazują się pojedyncze wyspy na wodzie.


Robimy jeszcze kilka zakrętów i przyziemiamy na pasie 13L. Kołujemy przy jednej z najbardziej charakterystycznych wieży kontroli lotów na świecie.


Lotnisko w Abu Dhabi jest oddalony jest o prawie 30 km o miasta. Dominująca linią jest oczywiście Etihad Airways ze swoją flotą 111 maszyn. Lotnisko obsługuje okolo 25 milionów pasażerów rocznie.









Do terminala jedziemy kilkanaście minut. Mijając po drodze między innymi B787 w nowym malowaniu Etihada czy Expo2020 Alitalii. Na kontroli paszportowej wypełniamy dokumenty i otrzymujemy bezpłatną wizę wbijaną w paszport. Ważna jest przez 30 dni. Zanim dotarliśmy do hali bagażowej nasze walizki zgodnie z oczekiwaniami kręciły się na taśmie. Nie ukrywam, że miałem pewne obawy co do uczciwości bagażowych w Belgradzie, jednak okazały się one niesłuszne. Bagaż nienaruszony, w idealnym stanie odbieramy i idziemy na przystanek autobusowy linii Etihad.

Tutaj pierwszy problem - nie ma nas na liście pasażerów. Podejrzewałem, że tak może być, bo godzina odjazdu autobusu była wielokrotnie zmieniana przez Air Serbię. Każdej korekty musiał dokonać też pośrednik Flipo.pl. Ale wydruk rezerwacji i jej szczegółów uwiarygodnił nasze prawo do przejazdu z lotniska AUH do Etihad Travel Mall w Dubaju. Po kilku minutach siedzimy już w wygodnym, klimatyzowanym autokarze. Nasze walizki jadą oddzielnym busem, bo nie zmieściły się do luku bagażowego. Podczas jazdy każdy ma ponownie sprawdzane karty pokładowe z poprzednich rejsów, a osoba, która to robi ponownie upewnia się czy mamy prawo do skorzystania z transportu. Za chwilę każdy otrzymuję butelkę wody niegazowanej, mentosa miętowego i chusteczkę nawilżającą. Nasza podróż do Dubaju trwa 1 godzinę 15 minut z przystankiem na tankowanie.

Etihad Travell Mall w Dubaju jest niewielkim budynkiem, który wyposażony został w 4 stanowiska odprawy biletowo-bagażowej, kantor, kiosk Relay, sklep z pamiątkami oraz bezpłatne toalety z prysznicami, które posiadały kosmetyki i ręczniki. Każdy chętny mógł się odświeżyć przed lub po podróży. W "terminalu" działało również bezpłatne WiFi. Nie udało nam się go włączyć na telefonie - błędne hasło, ale ta sama sieć z tym samym hasłem zadziałała już na laptopie. Przed wyjazdem dalej podchodzę do stanowiska check-in, aby wyjaśnić sprawę z naszymi biletami na autobus w drodze powrotnej. Zostaję zapewniony, że system nigdy nie dobija biletów, które zostały zakupione u pośredników, dlatego mamy się nie martwić i na pewno zostaniemy wpuszczeni do autobusu w drodze powrotnej.  Opuszczamy terminal i udajemy się na metro. Stąd już tylko 30 minut do hotelu.