środa, 18 stycznia 2023

[LATAM2022] Cały dzień w zimnie

Urlop czy może ferie zimowe? Zastanawiamy się gdy zjeżdżamy po całym dniu pływania po jeziorach i oglądaniu kolejnych lodowców. Pogoda i krajobraz zmieniają się z każdym mrugnięciem oka. Kolejny dzień z rzędu utwierdzamy się w trafności wyborów, jakim były wszystkie gadżety młodego patagonisty z tysiącami membran i sportowych metek. Podczas rejsu spotykamy grupę Polaków z Rainbow Tours, za których biuro już nie zrobiło researchu pogodowego i większość czasu spędzili na pokładzie w zamkniętym pomieszczeniu. My staraliśmy aktywnie wykorzystać ten dzień.
Wsiadajcie na pokład ;)

Wycieczkę kupujemy wcześniej przez internet w serwisie Viator. Nie będę się na ten temar rozpisywał, żeby nie wzbudzać w sobie negatywnych emocji, jeśli chodzi o koszty. Napiszę po prostu - kupujcie na miejscu, w tym przypadku bezpośrednio w biurze firmy w El Calafate lub w jakiejkolwiek innej agencji. My byliśmy na początku sezonu i na statku bylo baaaardzo dużo wolnych miejsc.

Autokar przyjeżdża po nas z niewielkim opóźnieniem, robimy tour po okolicznych obiektach turystycznych, zbieramy kolejnych klientów. W końcu po około godzinie dojeżdżamy do małej zatoczki.



Nasz prom czy katamaran, zwał jak zwał, posiada dwa zakryte pokłady i na samej górze otwarty. Okna duże, czyste i panoramiczne. Jak komuś zimno i nie chce wyściubiać nosa - proszę bardzo, byle tylko zająć stolik przy oknie. Wycieczka trwa 8 godzin, w cenie bardzo smaczny lunch oraz tani jak na takie miejsce, bar. Male piwo wychodzi 6 PLN, lampka wina 10 PLN, drinki po 12 PLN (z lodem z lodowca). Przez cały rejs anglojęzyczny przewodnik opowiadał ciekawostki o miejscach, które mijaliśmy. Komentarz był nieustający.








Ten tutaj sporo stopniał, a jego objętość systematycznie spada. 


Z kolei ten topnieje w oczach.



W drodze powrotnej pogoda raczej mizerna. Skręcamy jeszcze w zatokę, na końcu której znajduje się Perito Moreno. Pomimo, że jesteśmy tutaj drugi raz to jednak od innej strony i w pięknym słońcu. Poglądowo wrzucam dwa zdjęcia, żeby się za bardzo nie powtarzać.



Wracamy na trasę, gdzie zacina deszcz ze śniegiem, a czołowy wiatr daje w kość motorom. Po zejściu na ląd wszystko się uspokaja, a chmury powoli rozchodzą.


Ileż to było planów na knajpy, steki i wino. Do hostelu odwozi nas autokar, a siły mamy tylko na lokalne piwo w pokoju.