piątek, 20 stycznia 2023

[LATAM2022] Laguna Torre

 Powoli zastanawiamy się, czy warto szaleć tak, gdy budzik odzywa się kilka minut po siódmej. Przed nami trasa z El Calafate do El Chalten - 215 km, Google pokazuje 3:30 h, robimy to praktycznie w dwie, może nawet mniej. Droga prosta, równa i bez ruchu. Po odbiciu z Ruta 40 na 41, "dalej prosto".





Planowaliśmy dojazd na 10:30, a jesteśmy już o 9:00. Nasz pokój w hostelu nie jest gotowy, rzecz jasna. Ale możemy zostawić samochód, przepakować się, skorzystać z toalety i iść w góry. Do przejścia podobno niedługa trasa, która ma zająć nam około 3 godziny w jedną stronę. Pierwsze podejście na rozgrzewkę, w tył zwrot i naszym oczom ukazuje się El Chalten - przewodnik książkowy twierdzi, że to mekka trekkingowców. No my wcześniej za bardzo po górach nie chodziliśmy, trudno stwierdzić czy to nasza mekka ;) Nie mniej jednak - jest super.


Za pierwszym wzniesieniem z chmur wyłania nam się Fitz Roy. Góra o tyle ciekawa, że nazwana na cześć Roberta FitzRoya, który towarzyszył Darwinowi w podróży, podczas której powstała między innymi teoria ewolucji. Poza tym rzeczony Robert był jednym z pionierów meteorologii. Do laguny przy tym szczycie pójdziemy jutro.


Stawiamy kilka kroków w lewo i widzimy górskie lodowce, w chmurach szczyty przy Lagunie Torre, do której dzisiaj zmierzamy.


Idzie się bardzo przyjemnie. Nie jest gorąco, momentami czasami chłodno, ale grzeje cudowne słońce i tym razem już się posmarowaliśmy. Po niebie natomiast przesuwają się fantastyczne chmury:



Dalej przechodzimy obok spalonego lasu. Widok z dobrego horroru, zwłaszcza, gdy podejdzie się bliżej.


I tak sobie kroczymy, jest nam jednocześnie za ciepło, potem za zimno, a potem za w sam raz i tak na zmianę.


W końcu po niecałych trzech godzinach docieramy na miejsce. Jest super.



Ludzi jest mało, zaskakująco niewiele. Do miasteczka blisko, godzina młoda, więc zostajemy tutaj na dłużej. Chmury tworzą niespotykane kształty, można się w nie gapić godzinami.


Na powrocie pogoda postanawia nas solidnie przepiździć. Ale się nie dajemy. Żar słońca leje się z nieba, a my prawie zakładamy wszystkie warstwy na siebie. Powiało z lodowca.



Taki wiatr, zakładam, że sprzyja powstawaniu takich dzieł sztuki na niebie.


Dochodzimy do hotelu, zrzucamy rzeczy z samochodu do pokoju, ogarniamy się i idziemy coś zjeść.

No a przeszliśmy też kawałek:

Czas - 6:13 h

Odległość - 22,87 km

Kcal - 2323

Przewyższenie - 571 m 

Trafiamy do jednej z lokalnych knajp i kalorii sobie nie żałujemy.



Do hotelu wracamy jeszcze jak jest widno. Ale za to jakie chmury ;)