wtorek, 16 stycznia 2018

Hanoi - Phu Quoc, czyli pierwszy raz azjatyckim lowcostem (Azja 2017, cz. 11/16)

Budzik dzwoni o 4:30. Wkładamy zapałki w oczy i ruszamy na lotnisko. Transfer z hotelu miał czekać o 5:00, ale nie możemy nikogo znaleźć. W końcu zauważamy, że ktoś śpi w lobby przed telewizorem. To nasz kierowca. Widać, że ta pobudka nie była mu na rękę. Jedziemy w stronę terminala krajowego. Mijamy go... i jedziemy dalej. Chyba jeszcze kierowca nie wyszedł z objęć Morfeusza. Po chwili dojeżdżamy, żegnamy się i idziemy szukać odprawy VietJetAir.

Mój ulubiony moment w każdej relacji, czyli wątek lotniczy ;) Dzisiaj lecimy z Hanoi na wietnamską wyspę Phu Quoc. Podobno rajska, nietknięta ludzką ręką, dziewicza kraina. To się okaże...


Terminal krajowy nowoczesny i zadbany, kilka sklepów z europejskimi cenami nie zachęca do zakupów.



Lotnisko powoli budzi się do życia. My również.





Trochę się obawiamy, że lot może być opóźniony, bo niestety VJ znany jest z wielogodzinnych opóźnień i braku podstawowej opieki nad pasażerem w sytuacjach nieregularnych. Jednak nas nic niemiłego nie spotkyka i na pokład wsiadamy na czas.
Nasz lot jest obsługiwany przez A321, dziewięciotysięcznego wyprodukowanego Airbusa.


Jedyne czym się wyróżnia na tle pozostałych to malowanie. W środku jest dokładnie taki sam, bez złotych paneli nad głowami i bez kryształowych żyrandoli. Zajmujemy miejsca w 30 rzędzie. Krótkie kołowanie i jesteśmy na pasie.


Po starcie zaczyna się serwis. Przy rezerwacji biletu można było zakupić ciepłą porcję i wodę za 2 USD. Tak też zrobiliśmy i podczas serwisu wygłodniali czekaliśmy na jedzenie. W międzyczasie przejrzeliśmy menu.



Wybór jest imponujący, no ale naszej paszy nie ma. Upominamy się u załogi. Twierdzą, że nic na ten temat im nie wiadomo, ale za kilka minut dostajemy małe kaserolki z makaronem, kurczakiem i jajkiem. Ku naszemu zdziwieniu porcja okazała się być całkiem niezła. Na pewno lepsza niż pierogi w Qatarze.


Nasz lot trwał w sumie 1:45 h. Mijamy niezwykły układ chmur.


Rozlewiska nad Kambodżą.


I małe obłoki rozsiane po niebie.




20 minut przed lądowaniem rozpoczynamy zniżanie.




Gładko lądujemy na pasie 10. Terminal na wyspie jest cały czas rozbudowywany. Samo lotnisko zostało otwarte w 2012 roku i od tamtego czasu obsługuje ruch turystyczny na wyspie.

W drodze do hotelu przejeżdżamy przez stary port lotniczy. Prawdopodobnie nie obsługiwał dużych samolotów. Infrastruktura jest dosyć zniszczona, a pas służy obecnie jako droga publiczna.



Do hotelu dojeżdżamy przed południem i w końcu możemy odetchnąć od gwarnego Hanoi.