niedziela, 26 marca 2023

[LATAM 2022] Powrót do Europy, Buenos Aires - Madryt by Iberia

 Na lotnisku stawiamy się niecałe dwie godziny przed odlotem. W planach mamy polecieć Air France A350-900 o godzinie 22:45. Odprawiamy się wcześniej online, miejsca oczywiście STANDBY. Teoretycznie możemy już iść prosto do gate, ale zahaczamy o check-in, żeby dowiedzieć się jak z miejscami. Agent przy odprawie mówi, że jest 30 wolnych miejsc, ale mamy poczekać 15 minut. Informujemy go, że nie nadajemy bagażu, więc będziemy czekać na nasze miejsca w gate. "Nie nie nie, czekacie tutaj, mamy problem z udźwigiem i czekamy na informację".

Podchodzimy po 15 minutach - przyjdźcie za 10 minut. No bez jaj. Okazuje się, że faktycznie samolot jest przeładowany cargo i możemy nie polecieć. Kilka stanowisk dalej odprawia się Iberia do Madrytu. Na nią też mamy kupione bilety, ale rano sprawdzałem i było okrągłe zero wolnych miejsc. Z niewielką nadzieją idę podpytać. Mają overbooking na 12 osób, ale czekają z odprawą jeszcze 10 minut i na ten moment są 4 wolne miejsca, gdyby odprawa została zamknięta w tym momencie. Daje nam to cień opcji B, gdyby Air France pokazał nam środkowy palec. 

Sytuacja jest dynamiczna, z Paryża odpowiedź dalej nie przychodzi, oprócz nas czeka jeszcze kilka osób - pracowników Air France, więc z pewnością z wyższym priorytetem. Minuta do zamknięcia odprawy do Madrytu - 3 wolne miejsca. Szybka decyzja - lepszy wróbel w garści i pewne miejsca w A330-200 Iberii niż dalsze czekanie na Air France.

 Na 40 minut przed odlotem dostajemy karty pokładowe i informację od osoby odprawiającej Iberię, że mamy przepychać się, gdzie się tylko da, bo lotnisko niewielkie, ale kolejki ogromne. Faktycznie tak było. Do gate dotarliśmy pod koniec boardingu z jęzorami na wierzchu. Zajmujemy miejsca w środkowej czwórce, możemy odetchnąć.

Do Madrytu polecimy na pokładzie Airbusa A330-200 EC-MSY. Rozkładowy start 22:25, lądowanie 14:35, czyli o jakąś godzinę za późno, aby pozwoliło nam to zdążyć na LOT do Warszawy.



Faktycznie samolot wypełniony do ostatniego miejsca. Zgodnie z tradycją dajemy załodze słodkości z Polski, które były z nami cały wyjazd i przetrwały w nienagannej formie. W rewanżu dostajemy po kieliszku wina do kolacji ;) 



Do posiłku oferowane były softy i na pewno piwo i wino. Nie pamiętam czy można było bezpłatnie poprosić o coś mocniejszego. Marzyliśmy o tym, żeby iść już spać. Jedzenie smakowo mocne 2/10. Zapewne będę nieobiektywny, ale jeśli chodzi o jedzenie w LOT na long haulach, to wielkość porcji jest porównywalna, ale smakiem i jakością zdecydowanie wygrywa. Choć moim faworytem dotychczas, jeśli chodzi o jedzenie ekonomiczne, wygrywa śniadanie w SWISS na DXB-ZRH.

Czas pomiędzy serwisami upłynął szybko. Ogromnym plusem tego lotu była załoga i ich profesjonalizm pod każdym względem. Serio, biją na głowę wiele linii lotniczych. 

Na półtorej godziny przed lądowaniem pojawił się drugi serwis. Zjedliśmy, bo byliśmy głodni, a perspektywa na kolejny posiłek była odległa - tyle w kwestii oceny smaku.


Po 11:50 h lotu lądujemy z piętnastominutowym opóźnieniem na lotnisku Madryt-Barajas. Sprawdzamy Flightradar24 czy może LOT do Warszawy nie złapał opóźnienia. Jak zwykle o czasie ;)

W drodze przez terminal szukamy hotelu na Bookingu. A potem dobrego jedzenia. Dzisiaj zamiast jeść kanapki w domu, zjemy paellę w Madrycie :)



Wszystko to podlane dobrą Sangrią sprawiło, że pomimo kiepskiej pogody nabraliśmy ochoty na zwiedzanie miasta. Trafiliśmy na długi weekend i nieprzebrane tłumy w wielu miejscach. No ale jak już tutaj jesteśmy to nie wypada iść za wcześnie spać. 


Przechodząc obok tapas baru, bez większej namowy, wstąpiliśmy na "mały" talerz przystawek i kilka kieliszków wina. Napici i najedzeni wytoczyliśmy się prosto do hotelu.


Rano, jeszcze najedzeni po poprzednim dniu, pierwsze kroki kierujemy na churrosy i gorącą czekoladę.


Pogoda taka raczej w kratkę. Próbujemy spacerem spalić pochłonięte przez ostatnie 24 godziny kalorie i koło południa jedziemy na lotnisko. Tutaj już raczej spokojnie, miejsca przy odprawie online zostały przydzielone już dzień wcześniej, więc się zabierzemy.

Przyleciał po nas B737 MAX 8 SP-LVF, wylądował 7 minut przed czasem. 


Czas lotu 2:55 h. Podczas lotu dostaliśmy do wyboru drożdżówkę ze śliwką lub pasztecik z kapustą i grzybami, gorące napoje i wodę oraz migdały i pierniki.


W Warszawie lądujemy dzień później niż planowaliśmy, ale 20 minut przed czasem rozkładowym. Na szczęście ten poślizg mieliśmy wliczony w urlop.

Podsumowując całą wycieczkę - Ameryka Południowa pozytywnie nas zaskoczyła. Zarówno widokami, jak i bezpieczeństwem w rejonach, w których się poruszaliśmy. Bez znajomości hiszpańskiego jest nieco trudniej, ale nie niemożliwie. Patagonia jest droga, trzeba dużo ciąć na kosztach, jeśli nie chcemy się puścić z torbami, ale warta każdej wydanej złotówki. Ushuaia i Park Narodowy Ziemii Ognistej warto odwiedzić przy okazji większej wyprawy, ale nie lecieć tylko tam specjalnie. A Buenos Aires nas zauroczyło.