niedziela, 14 stycznia 2018

Z wizytą u Ho Chi Minha i w Świątyni Literatury (Azja 2017, cz. 9/16)

Dzisiejszy dzień będzie bardziej intensywny. Odpoczęliśmy dwa dni na statku, dlatego teraz dużo chodzenia, zwiedzania, a na końcu będziemy uważać, żeby nie przejechał nas pędzący pomiędzy domami pociąg.


Zwiedzamy, spacerując. Jazdę taksówkami i środkami komunikacji publicznej ograniczamy do minimum. Dlatego też pieszo pokonujemy 3 km zanim dotrzemy do pagody Tran Quoc.


A gdy już do niej wchodzimy, okazuje się, że jest czynna jeszcze przez pół godziny.


Najstarsza pagoda w Hanoi, położona na Jeziorze Ho Tai.






Lecimy dalej. Po drodze mijamy ruchome stragany z kwiatami.




Zaglądamy też do Świątyni Niebieskiego Strażnika, która znajduje się na naszej trasie do mauzoleum Ho Chi Minha.


Po drodze o mało nie wpadamy pod koła... no właśnie. Pogrzebu?



Chwilę później docieramy do pałacu prezydenckiego.


I w końcu pod miejsce bardzo ważne dla wielu Wietnamczyków. Niestety mauzoleum jest zamknięte, a sam Ho Chi Minh w sanatorium w Moskwie, gdzie jego zwłoki są konserwowane, aby niedługo ponownie można je było pokazać obywatelom.




Teren dookoła jest ogromny i wyłączony z ruchu.

Szybko się zmywamy i odwiedzamy kolejny punkt - One Pillar Pagoda. Podobno jest to miejsce, gdzie pary które długo starają się o dziecko mogą przyjść i poprosić o upragnione potomstwo. My jesteśmy tutaj w celu jedynie turystycznym ; )


Nasza droga powrotna w okolice starówki prowadzi obok ambasady RP. Łatwo ją zlokalizować, bo na ogrodzeniu wisi wiele zdjęć popularnych miejsc z naszego kraju.


Z dzisiejszej perspektywy, ta tablica się trochę przeterminowała.




W końcu docieramy do Świątyni Literatury. Kompleks z 1050 roku służył kiedyś do kształcenia urzędników państwowych. My przychodzimy tutaj w czasie świętowania zdanych egzaminów. Dookoła świątynię otacza zielony ogród.








Z wielkim żalem ;) opuszczamy mury świątyni i idziemy na ulicę, gdzie każdego dnia przejeżdżają pociągi do dworca kolejowego w Hanoi.




Niestety tego dnia pociąg przejeżdża już po zachodzie słońca, dlatego wrócimy tutaj później.



Trafiamy na ulicę, która specjalizuje się w sprzedaży ozdób świątecznych. Cała świeci lampkami choinkowymi i brzmi zachodnimi kolędami.






Nie dopuszczamy głodu i po zapachu wchodzimy do małego, rodzinnego baru.




Za chwilę wracamy na tory, aby zobaczyć przejazd pociągu. Atrakcja nie jest tak popularna jak tajski Maeklong, jednak znaleźli się chętni do prowadzenia kawiarni na środku drogi.




Już z daleka słychać jak nadjeżdża. Ani trochę nie zwalnia, używając sygnału dźwiękowego z taką samą częstotliwością jak kierowcy skuterów.


Dużo większy, dużo cięższy i wiele głośniejszy niż na bazarze w Tajlandii. Z tym już nie ma żartów. Trzeba być bardzo ostrożnym, bo pociąg jedzie z prędkością około 50 km/h i nie zamierza zwalniać.
Wracając do hotelu zaglądamy do marketu, gdzie kolekcjonerzy puszek i butelek Coca Coli byliby zadowoleni i mieliby w czym wybierać.